Nie należę do osób, które w trudnych sytuacjach zawodowych biorą L4 i przez jakiś czas nie pokazują się w firmie w obawie przed gniewem szefa, zwolnieniem lub innymi mało przyjemnymi konsekwencjami swoich działań. Uważam, że z każdym niemiłym wydarzeniem należy się zmierzyć i stawić mu czoła, choćby nie wiem co się działo. Wielu moich znajomych w obliczu dużych problemów ucieka gdzie pieprz rośnie, panikuje lub załamuje się doszczętnie, jednak ja zawsze powtarzam, że nie tędy droga. Konsekwencje naszych czynów nigdy od nas nie uciekną, a nad naszymi przewinami żaden pracodawca nie przejdzie do porządku dziennego. Trzeba odpokutować swoje, modlić się o kolejną szansę i próbować się jakoś zrehabilitować.
Myślę, że to właśnie moje podejście do porażek i błędów sprawiło, że stałam się twardą babką i świetną pracownicą, która z czasem nagrodzona została awansem na kierownika projektu Suwałki. Podczas ogłaszania mojego awansu szef firmy sam wspomniał o tym, że jestem jednym z nielicznych pracowników, na których można polegać i którzy potrafią wyciągać wnioski ze swoich pomyłek. Właśnie takich kierowników potrzeba w firmie – osób, które nie tylko potrafią przyznać się do błędu, ale jeszcze ten błąd naprawić.
Byłam niezmiernie dumna ze swojego awansu, bo nie spodziewałam się go tak szybko. Myślałam, że będę musiała przepracować kilka długich lat zanim mnie ktoś dostrzeże, a tu proszę – po dwóch latach pracy udało mi się wejść szczebelek wyżej!
Dodaj komentarz anuluj odpowiedź