Piątki niemal wszystkich przyprawiają o lekkie drżenie serca i ogólne zadowolenie spowodowane tym, że zbliża się nasz ukochany weekend. Ja też lubię piątki, choć ich urok psuje mi nieco perspektywa piątkowego wieczoru poświęconego na sprzątanie mieszkania.
Już od jakiegoś czasu mam taką tradycję, że sprzątam zawsze w piątek wieczorem, żeby w sobotę móc trochę odpocząć. Wysprzątanie naszego dwupokojowego lokum zajmuje mi około 4 godzin, o ile mąż mi nie pomoże. Zazwyczaj sama muszę się ze wszystkim męczyć, bo mąż w piątki wychodzi z kolegą na squasha. Taka to sprawiedliwość.
O wiele bardziej lubię siebie taką, jaką jestem w pracy. Niezłomna, odważna pani kierownik ds. projektu Siemianowice Śląskie. Zawsze dobrze ubrana, opanowana i zorganizowana. Lubię siebie w takiej odsłonie, bo czuję się wtedy silną kobietą.
Zupełnie inaczej wyglądam w domu w piątkowy wieczór. Po silnej, perfekcyjnej pani kierownik nie ma śladu – zastępuje ją spocona, zmęczona sprzątaczka w szarym dresie i z różowymi rękawicami na rękach. Na pewno nie czuję się wtedy atrakcyjna, co jeszcze bardziej psuje mi humor. Chcę już sobotę!
Dodaj komentarz anuluj odpowiedź